Oczekiwany z niecierpliwością finał siódmego sezonu Gry o tron za nami. Nim jednak rozpoczniemy długi czas oczekiwania na kontynuację czas na kilka słów krótkiego podsumowania.
Fani serialowej Gry o tron wśród najważniejszych atutów flagowej produkcji HBO niewątpliwie wymienią nieprzewidywalność oraz zaskakujące zwroty akcji. Swoje zrobiła też wciągająca i spójna historia oraz wykreowany fantastyczny i różnorodny świat, który mogliśmy podziwiać na ekranach telewizorów. Co prawda dla części widzów niezrozumiała była systematyczna eksterminacja ich ulubieńców, ale patrząc na to z szerszego punktu widzenia takie decyzje pozytywnie wpłynęły na produkcję. W Grze o tron śmierć nie miała hollywoodzkiego wymiaru i na równi traktowała zarówno tych złych jak i dobrych. Można nawet napisać, że owe krwawe żniwa wśród głównych bohaterów stały się swoistym znakiem rozpoznawczym Gry o tron.
Wymienione powyższe zalety telewizyjnej adaptacji były ściśle powiązane z literackim pierwowzorem autorstwa George’a R.R. Martina, serią Pieśń lodu i ognia. Dopóki scenariusz produkcji HBO w znacznej mierze bazował na książkach, nie mieliśmy większych zastrzeżeń. Problemem okazały się przedłużające prace Martina nad kontynuacją cyklu. Brak gotowego scenariusza zmusił twórców serialu do bazowania na własnych pomysłach. Od tego momentu poziom widowiska zaczął zauważalnie pikować w dół. A dobitnym tego przykładem jest sezon 7, którego scenariusz znacznie odbiega od tego, do czego przyzwyczaiła nas Gra o tron.
Nie zaprzeczymy, Gra o tron to nadal dobra i widowiskowa produkcja. Jednak nie można nie zauważyć rażących w oczy niedociągnięć. Fabuła nie jest już tak spójna jak w poprzednich sezonach. Boli również skrótowość i pomijanie wielu istotnych wydarzeń, których widz po prostu musi się domyślać. Ale najważniejszym zarzutem jest przede wszystkim przewidywalność! Zburzenie muru przez Innych, romans Jona z Daenerys czy planowana zdrada Cersei raczej nikogo nie zaskoczyły. Niektórym widzom może podobać się sposób zakończenia wątku Sansy i Littlefingera. Jednak w naszej opinii można to było rozegrać znacznie ciekawiej i dramatyczniej. Nie wspominając już o skromnej oprawie kończącej żywot lorda Baelisha, który jako jeden z głównych graczy zasługiwał na coś znacznie efektowniejszego.
W podsumowaniu napiszemy krótko, że to, co było najważniejszym atutem produkcji, zostało pogrzebane wraz z sezonem 7 i resztkami muru. Nieliczni mogą jeszcze żywić nadzieję, że w kolejnych odcinkach scenarzyści zaskoczą ale… Raczej wszystko wskazuje na szczęśliwy happy end. W naszej opinii, dla prawdziwych fanów Gry o tron, jedyna nadzieja w Martinie i jego książkach.
Fangate.net | HBO